Część z Was pewnie wie, że szukam mineralnego filtru do twarzy. W Polsce testowałam SkinCeuticals Mineral Radiance UV Defense SPF 50, lekki krem o przyjemnej konsystencji, który ładnie się aplikował, nie bielił (zawiera delikaty pigment, trochę jak kosmetyki typu BB) i nadawał jej zdrowego blasku. Brzmi idelanie, prawda?
Ja oczywiście muszę być inna i ponieważ nie miałam możliwości testowania standardowej wersji, zdecydowałam się właśnie na nią.
Jeżeli macie ochotę usłyszeć co myślę o zakupie, zapraszam do lektury.
Skład filtru i to co obiecuje producent.
- 100% filtrów mineralnych.
- Bez parabenów.
- Wodoodporny.
Nie zatyka porów.
- Bezzapachowy.
- Dla każdego typu skóry, w szczególności dla skóry wrażliwej.
Zalecany przy aktywności na świeżym powietrzu.
- 24 h nawilżenie, nie
powoduje zaskórników, fotostabilny.
Filtry słoneczne SkinCeuticals
zapewniają szerokie spektrum ochrony przeciw promieniom UVA/UVB, aby
chronić skórę przed szkodliwym działaniem promieni UV, odpowiedzialnych
za przedwczesne starzenie się skóry (zmarszczki, drobne linie i
przebarwienia).
W przeciwieństwie do starszych filtrów o lepkiej konsystencji w kolorze
białym, produkty SkinCeuticals oferują konsystencję o właściwościach
kosmetycznych, zapewniając jednocześnie nawilżenie i uczucie komfortu.
Deklarowana ochrona UVA/UVB jest osiągana przy ilości filtra 2 mg/1 cm2
skóry (czyli minimum 1-1,25 ml na samą twarz; 1,5-1,8 ml na twarz i
szyję; ok. 30 ml na całe ciało; często ponawiać aplikację w ciągu dnia).
Standardowo dla SkinCeuticals szara, plastikowa buteleczka o pojemności 50ml mieściła się w turkusowym kartoniku. Przed użyciem trzeba nim porządnie wstrząsnąć, aby ze środka bez najmniejszego problemu wydobył się lekki, biały płyn o dość rzadkiej konsystencji.
Po roztarciu niestety nie znika i tworzy białą, a raczej "ultrafioletową' poświatę. Nie wiem jak lepiej to określić ten odcień.
I to chyba jeden z największych/jedynych mankamentów tego kosmetyku. Kiedy nałożylam go pierwszy raz na buzię, to myślalam, że to jakiś żart. Ponieważ nie spieszyłam się nigdzie, to zostawiłam go na twarzy, alby zobaczyć, czy czas wpłynie na zmianę odcienia. Niestety nie, ALE....Ale cera była idelanie atłasowa i przyjemna w dotyku. Ponieważ kocham bronzery, wyciągnęłam jeden z szuflady i prężnym ruchem zaaplikowalam go na polki. Udało się i moja twarz znowu należala do "żywych".
Efekt utrzymał się cały dzień.
Mój maż, który ma typowo tłustą cerę też go testował. Gav jest idelnaym przykładem osoby, która nienawidzi kremów i mazideł do ciała. Kiedy smaruję mu buzię filrem, to wije się niczym węgorz. Nawet on był pozytywnie zaskoczony przyjemnym wykończeniem kremu i tym, że po całym dniu w słońcu jego nos i czoło nie jest czerwone (jak to zwykle bywa, kiedy nie ma mnie w pobliżu).
Używam go od ponad miesiąca, ale dopiero teraz o nim piszę. Dzieje się tak dlatego, bo dosłownie kilka dni temu do Londynu zawitało lato i temperatury diametralnie wystrzeliły w górę.
Testy filtra rozpoczęte i zakończone pozytywnie. Trochę wybielone twarze, ale zero oparzeń i błyszączego czoła. Aksamitna w dotyku skóra bez podrażnień, wyprysków itp.
Używam go tylko na serum i nie zauważyłam, żeby wysuszyło mi skórę. Podkłady też się na nim świetnie trzymają (tylko trzeba odczekać kilka min przed ich aplikacją).
Krem kupiłam tu klik. Przy okazji sprawdzałam ceny innych produktów tej firmy i są naprawdę okazyjne.
Podsumowując, żeby nie blada poświata i cena to kochałabym go całym sercem. Nadal szukam ideału
Pozdrawiam
Aga